niedziela, 6 października 2013

Dziki Kot, rozdział 4 [Kasia]

"Dziki Kot" - rozdział 4


[autor: Kasia]

 Adrian dopiero po pięciu minutach się otrząsnął i wziął tajemniczą skrzynkę. Ledwo ją otworzył, a dziewczyna pociągnęła go i zawołała:
- Chodź!
Adrian w pośpiechu zapakował skrzynkę do torby. 
 Biegli puszczą ponad godzinę. Na całe szczęście przestało padać. Wreszcie dobiegli do szarych, starych, porośniętych bluszczem ruin, jakby jakiegoś domu. Nad domem wisiały szare chmury i latały kracząc czarne kruki. Jedne "pomieszczenie'' (jeśli to można było nazwać pomieszczeniem) miało nad sobą resztki dachu. Weszli do środka. W środku było troszkę cieplej niż na zewnątrz. Pomieszczenie było małe. Na przeciwko drzwi, a raczej dziury pozostałej po drzwiach, stał głaz przykryty jakąś sporą, poszarpaną szmatką, a w rogu stała ogromna, zakurzona skrzynia, podobna do pirackiej. Adrian nieśmiało spytał: 
- Gdzie jesteśmy...?
- W moim domu. - dostał śmiałą odpowiedź od dziewczyny.
Chciał jeszcze zadać jej masę pytań, ale dziewczyna powiedziała mrożąc wzrokiem:
- Otwórz swoją skrzynkę.
 Adrian bez słowa otworzył. W środku był.. złoty, świecący się klucz. 
Dziewczyna zdmuchnęła kurz ze starej skrzyni. Chłopak zrozumiał, o co chodzi. Włożył klucz do zamka wielkiej skrzyni. Klucz sam się przekręcił, skrzynia sama otworzyła. To co było w środku, zaparło mu dech w piersiach...

poniedziałek, 15 lipca 2013

Dziki Kot, rozdział 3 [Wiktoria]

"Dziki Kot" - rozdział 3

[autor: Wiktoria]


Następnego dnia, obudził się tak wcześnie, że na podwórku było jeszcze całkiem ciemno.. i mglisto. Deszcz wciąż bębnił o dach, chłopiec wstał, szybko się ubrał, wypadł na podwórko. Chciał znowu zobaczyć tą dziewczynę, lecz teraz z nią porozmawiać. Ogarniał go lęk tak silny, że dostał gęsiej skórki. Poszedł do lasu, przeszedł mokradła, wchodził gdzie ciaśniej, bardziej strasznie...

Wszedł właśnie na jedną z gęstych puszczy, woda kapała z wszystkich liści które opadały mu na głowę- niektóre sięgały mu nawet do pasa. Gdy wchodził w kolejny ciężki zakręt, polna wydeptana dróżka o czymś mu przypomniała. Uparcie patrzył w czubki swoich butów i nagle... zderzył się z kimś. Zderzenie to było bardzo lekkie, jak gdyby przeszedł przez chmurę, ale.. poczuł. Natychmiast stanął, podniósł wzrok, przed nim stała ta sama smukła dziewczyna o "lamparcich" oczach. Ona patrzyła tak... nienawistnym wzrokiem, wyładowywała na nim całą swoją złość, uzbieraną przez kilkanaście lat jej nędznego życia. W końcu, Adrian zebrał całą swoją odwagę i spytał półgłosem:

- Kim... kim jesteś..? - jego głos łamał się.

Dziewczyna zaśmiała się tylko szyderczo, ale widząc mocne speszenie na twarzy chłopca, odparła:

- Chciałbyś wiedzieć tak..? - jej głos był taki lodowaty, przeniknął Adriana w całości.

Adriana zamroziło. Dłuższą chwilę stał gapiąc się na smukłą postać w szarej bluzie, szarych spodniach i niebieskiej bluzce. Jej twarz umorusana była błotem i sadzą, a brązowe, brudne włosy niedbale opadały na bluzę. Była bosa. 

Dziewczynie najwyraźniej znudziło się "mrożenie" Adriana swym wzrokiem. Minęła go i powiedziała: 

- Chodź ze mną. - Adrian długo stał, oszołomiony, nim dotarło do niego co powiedziała.. Wtedy powoli się odwrócił i poszukał jej wzrokiem. Jest, stała w krzakach, on skierował się w jej stronę. 

Ledwo do niej doszedł, ona ruszyła. Szła tak szybko, jednak równo, nie oglądając się za siebie. 

Wędrowali tak już chyba godzinę, dwie.. wreszcie ona przystanęła, na jakiejś łące pełnej chwastów. 


Przyklęknęła, westchnęła i zaczęła wyrywać osty. Adrian patrzył na nią ze zdumieniem, ciekawością i jednocześnie strachem. Wreszcie zaczęła odgarniać ziemię rękami. Gdy Adrian już nieco przysypiał, szturchnęła go i z szyderczym śmiechem podarowała mu jakąś tajemniczą skrzynię...

środa, 10 lipca 2013

Dziki Kot, rozdział 2 [Inga]

„Dziki kot” – rozdział 2

[Autor: Inga]
Nazajutrz rano Adriana obudziło monotonny szmer wody, która spływała rynnami i uderzała w szyby bębniąc przy tym głośno. Wstał i sennym wzrokiem potoczył dookoła. Dopiero po chwili dotarło do niego, że podłogę pokrywa cienka, acz widoczna warstwa wody, która skapywała z dachu i tworzyła nieprzyjemne kałuże na posadzce. Zerwał się na równe nogi i zaklął:
- Cholera… - po czym wybiegł do łazienki po ręcznik, zasatnawiając się przy tym co spowodowało przeciekanie dachu . Jednak mimo jego usilnych prób wysuszenia paneli, do pokoju wciąż napływała strugami woda:
- Cholera! – powtórzył już głośniej, co natomiast zbudziło jego siostrę, Kathy.
- Co się stało…? – wbiegła do pokoju, ale po chwili zamarła, kiedy poczuła dotyk lodowatej wody na swych bosych stopach.
- Dach przecieka – mruknął do niej i spojrzał wściekły na zamoczoną podłogę i przemokłe panele.
- Idę do mamy – odparła tylko dziewczyna i wybiegła na korytarz. Adrian zaś pozostał z mokrym ręcznikiem, który nijak nie był chętny do współpracy. W końcu jednak nie wytrzymał i wyrzucił go z pokoju.
- Pięknie –warknął sam do siebie, wciągnął szybko bluzę i wyszedł z domu na deszcz. Woda spływała strugami po jego głowie i szyi, na dodatek dął przenikliwy, ostry wiatr. Adrian jednak po chwili rozterki ruszył na ‘spacerek’ – o ile marsz w ulewie można takim mianem nazwać. Szedł szybko, goniony jakimś dziwnym uczuciem, które sprawiało, że co chwila przystawał, oglądał się naokół i skręcał niespodziewanie w jakichś zaułek tylko po to, aby ominąć szersze i bardziej tłumne ulice. W końcu jednak przystanął, oparł się o ścianę kamienicy, która przylegała do murów jakiegoś nadzwyczaj niepopularnego muzeum, odetchnął kilka razy głęboko i jęknął:
- Do diabła z całą tą burzą!
Po chwili zawrócił nieco spokojniejszy. Nie przekroczył jednak progu, kiedy zobaczył delikatny cień tuż za sobą. Zamarł i powoli się odwrócił. Za nim stała smukła dziewczyna o intensywnie zielonych oczach, które przywodziły na myśl dzikiego kota. Dzikiego, drapieżnego kota, który nie zawaha się przed niczym, aby wyeliminować potencjalnego wroga. Na moment wstrzymał oddech i utkwił wzrok w obcej. Dziewczyna stała tak blisko niego, że niemalże stykali się nosami. Nagle niebo przecięła błyskawica. W jej świetle dostrzegł całe piękno i czar twarzy nieznajomej. Jej rysy były delikatne, oczy niezwykłe, a włosy opadały falami na czoło. Nie zdołał się jednak jej przyjrzeć, bo nim minęło kilka sekund dziewczyna odwróciła się i z kocim wdziękiem przeskoczyła przez wyłom w murze. Adrian podbiegł do dziury, w którym zniknęła dziewczyna, jednak nikogo nie dostrzegł. Stał jeszcze chwilę w deszczu, a w okół niego srożyła się burza. Wrócił powolnym krokiem, rozmyślając i patrząc na wszystko tępym wzrokiem. Niedługo potem doszedł do domu, położył się na kanapie w salonie i po chwili zapadł w stan półsnu. Przez jakiś czas czuł tylko jak jego myśli krążą ospale w jego głowie, i jak próbują złożył elementy tej niezwykłej układanki. Czy to zagrywka jakiegoś niezwykłego przeciwnika? Czy może po prostu zbieg okoliczności, że zobaczył w świetle piątkowej błyskawicy lamparcie oczy nieznajomej…? Nie mógł się dużej jednak zastanawiać, bo nagle zmorzył go głębszy sen. Na początku była tylko ciemność i ukojenie, ale po chwili zobaczył dziewczynę znikającą w ciemnym zaułku. Obróciła jakby w zwolnionym tempie głowę, jej oczy utkwiły wzrok w nim. Były wypełnione zdziwieniem, bólem, strachem i nienawiścią. Obudził się nagle i zobaczył, że obok niego klęczy Kathy z zakłopotaną miną.
- Nic Ci nie jest? – spytała z czułością – Obawiam się o Ciebie…
- Nic mi nie jest – westchnął Adrian, ale czuł jeszcze spojrzenie tych zielonych oczu i lodowaty szept wiatru w uszach.
- Wszystko jest dobrze, spoko – chłopak uśmiechnął się słabo i marzył tylko o tym, aby ten uśmiech nie wyglądał jak grymas.
- Adrian? – szepnęła cicho Kathy – Pomyślałam, że powinieneś o tym wiedzieć… Znowu widziano tę dziewczynę i to tuż koło naszego domu…
Adrian spojrzał w okno – burza znów dawała się we znaki. Nagle poczuł dreszcz, kiedy pomyślał, że owa tajemnicza i zarazem przerażająca dziewczyna mogłaby kręcić się wokół ich domu. I tylko jedno pytanie krążyło mu po głowie: A co jeśli nieznajoma uzna, że on może być niebezpieczny względem niej? Co wtedy? Czy wtedy go wyeliminuje z rozgrywki? Czy może po protu go zlekceważy? Te pytania dręczyły go długo, ale wkrótce zasnął i to głębokim, kamiennym snem, tak, że nie słyszał ani ryku wiatru, ani grzmotów...

poniedziałek, 8 lipca 2013

Dziki Kot, rozdział 1 [TigaLioness]

Dziki Kot, rozdział 1.
[autor: TigaLioness]

Błyskawica przeszyła powietrze i rozległ się potworny huk. Wszyscy obecni w klasie wpadli w popłoch - zgasło światło.

Tak, to I klasa liceum - zwana "Championami" od litery "c". Najbardziej zgrana i najsilniejsza klasa w szkole.

Adrian spojrzał w okno. Kolejna błyskawica. Nauczycielka postanowiła jakoś uspokoić zebranych, więc powiedziała spokojnie, acz głośno, by przekrzyczeć huk kropel deszczu uderzających w blaszane parapety:
- Słuchajcie, dosyć angielskiego na dzisiaj. - powiedziała żartobliwie. - Może chcecie zapytać o coś? Coś związanego ze szkołą, nauczycielami, albo zwyczajnie chcecie pogadać?
Pani Jefferson była najlepszą, zdaniem Adriana i jego kumpli, nauczycielką w szkole. Była ich nauczycielką angielskiego i wychowawczynią - mieli farta. Tak uważali. Była bardzo wymagająca, jednak gdy nikt jej nie podpadał, potrafiła być wyrozumiała i miła jak własna matka.
- Proszę pani, znowu Kitty wydawało się, że widzi ducha tej uczennicy. - drwiąco rzucił Jeffrey, po czym pół klasy wybuchło śmiechem. Kitty usiłowała się bronić, ale było widać, że nie jest w stanie, bo wierzy w to święcie. Wierzy święcie w to, co widziała.
- Słuchajcie... ta dziewczyna na pewno nie jest duchem. - powiedziała tajemniczo.
Spojrzenia obecnych zdawały się pytać "Jaka dziewczyna?" "Kto?" "Skąd pani wie?". Po chwili nauczycielka kontynuowała.
- W okolicy jest dziewczyna, której nikt nie zna. Powinna chodzić do szkoły - na oko jest w waszym wieku. Nikt nie zna jej przeszłości, rodziców. Ktoś z nauczycieli próbował ją kiedyś śledzić, ale mu się to nie udało. Zgubiła go. Mówi się, że mieszka w ruinach starej fabryki.
- Ona wygląda na nawiedzoną. - rzucił znów Jeffrey. Tym razem jednak panowała cisza. Wszyscy słuchali z potwornym zdziwieniem swej wychowawczyni. Prąd nadal się nie pojawiał, a burza stawała się coraz bardziej gwałtowna.
- Jakie szczęście, że już piątek... - powiedział cicho Adrian siadając na parapecie.
- Jeśli chodzi o tą dziewczynę - nie próbujcie jej szukać, dociekać. - powiedziała niezwykle zimnym i stanowczym tonem pani Jefferson. - Ona może mieć jakieś powiązania z bandytami. Lepiej stronić od takich ludzi.
Wszyscy siedzieli cicho, lecz wymieniając między sobą spojrzenia jakby przytakiwali jej. Nikt nie chciał się odezwać. Bali się. Z jednej strony - co zakazane, to kusi, ale nikt nie chciał skończyć tak jak dawniej ta uczennica, której "ducha" widziała Kitty. Owa zmarła dziewczyna wetknęła nos w nie swoje sprawy. Jednak oprawcy okazali się bardziej bezwzględni, niż nawet ci na filmach. Dlatego w tej szkole panował raczej zwyczaj ostrożności.
  Adriana przeszedł dreszcz. Słowa "lepiej stronić od takich ludzi" pulsowały w jego głowie. Był dość wrażliwym chłopcem, za co z resztą nie był lubiany w poprzedniej szkole. Dlatego wolał nie okazywać swojego prawdziwego ja przed klasą i szkołą. Udawał twardziela i zadawał się z klasową łobuzerią, jednak robił to tylko po to, by ukryć słabość. Poza tym - łobuzeria w tej szkole była namiastką jednego łobuza w każdej innej szkole. To była dość spokojna placówka, podopieczni również.
 W tym momencie zdawało mu się, że w jego oczach błysnęły oczy dzikiego jaguara. Szkoła zatrzęsła się w posadach. Piorun uderzył w ulicę przed gmachem. Przyrodnia siostra Adriana - Kathy - rzuciła się do okna i odciągnęła go od parapetu. Chłopak był oszołomiony gromem, który przed chwilą uderzył tuż przed jego nosem. Po chwili rozległ się tupot, dyrektor osobiście przybiegł, by kazać klasie zejść do piwnic, gdzie mieściły się szatnie.
- Od razu po tym, jak burza przejdzie, idźcie do domów! Cała szkoła jest zwolniona! - krzyczał już biegnąc w stronę następnych sal.
 Kathy mówiła coś do Adriana, ale on nic nie rozumiał. Nie miał kontaktu z rzeczywistością. Dopiero po chwili słowa zaczęły, choć przytłumione, docierać do jego uszu.
- Kathy nie krzycz... - powiedział cicho.
Wszyscy drżeli o to, co mu się stało. Był dość lubiany w szkole. Choć wychowawczyni już była na schodach na dół, oni w większości siedzieli nadal przy nim na podłodze i pytali, czy wszystko jest ok. Nie było. Po chwili koledzy wzięli go za ramiona i zeszli z nim do szatni.
  W piwnicach Adrian już wszystko rozumiał i słyszał. Co chwile padały ze stron kilku dziewczyn (nota bene cicho podkochujących się w nim) słowa "Ejdżi, jak dobrze, że nic ci nie jest" "Ejdż, szczęście miałeś".
Jego ksywa - angielskie "H" czyli ejdż - została wymyślona przez jego siostrę, Martę. Jego kochaną, starszą siostrę. Kathy była córką jego ojca z poprzedniego małżeństwa. Jej matka zginęła w wypadku samochodowym. Matka Adriana zaś rozwiodła się z ojcem Adriana i Marty. Był zwykłym oszustem i krętaczem. Nie było minuty, żeby kogoś nie oszukał. W jaki sposób by tego nie zrobił. Marta dobrze znała i pamiętała swego ojca - kiedy rodzice się rozstali, miała 6 lat, zaś Adrian dopiero 2. Dziewczyna, razem ze swą matką, zawsze uczyła młodszego brata uczciwości. "Każda prawda jest lepsza od kłamstwa".
  Wszystkie wspomnienia przepływały z szumem deszczu przez jego głowę. Burza ustawała, jednak woda dalej lała się z nieba litrami. W końcu Kathy zadecydowała, że pójdą do domu - "przecież nie są z cukru, nie rozpuszczą się". Tak więc chłopak ruszył szybko w strumień deszczu. Obejmował swoją siostrę starając się zasłonić ją choć trochę przed deszczem. Jego czarna, skórzana kurtka dziko się błyszczała przez spływające po niej strugi wody. Jego piękne, zapuszczone za ramiona blond włosy były do cna zamoczone. Nie dbał o to. Chciał tylko dotrzeć do domu, paść na łóżko i przestać myśleć. Męczył go ten piorun, te kocie oczy, które w momencie jego uderzenia zobaczył. Jego niebieskie, duże oczy przygasły, co nie umknęło uwadze Kathy. Nie chciała jednak dopytywać. Wolała poczekać do następnego dnia.
  Obydwoje przeszli prędko przez furtkę i podbiegli do drzwi domu, w których stała już ich matka...

niedziela, 7 lipca 2013

Dziki Kot - geneza

Witaj, drogi czytelniku!

Po pierwsze - my, autorki tego opowiadania, dziękujemy Ci za wejście pod ten adres. Zachęcamy do przeczytania tej grupowej opowieści, która łączy w sobie cechy kryminału, powieści obyczajowej, młodzieżowej i przygodowej.

   Dziki Kot to opowiadanie, którego pomysłodawcą była TigaLioness. Ekipą prowadzącą są Wiktoria, Inga, Apollonia i właśnie Tiga.
   Historia ta opowiada o nastoletniej buntowniczce, która nie umie pogodzić się z okrucieństwem świata, więc ucieka od niego. Nie ma żadnej rodziny i przyjaciół. Jak dzika bestia, kryje się w ruinach, jest tajemnicza i kocha - a jednocześnie przeklina - swoją samotność. Z jednej strony nie chce wracać do świata, który odebrał jej wszystko, a z drugiej chce być kochana i chce być zwykłą dziewczyną, jak każda inna. Przez jej życie przeplata się wątek zemsty - ktoś depcze jej po piętach i poszukuje jej, zagraża jej życiu. Pewnego dnia o jej istnieniu dowiaduje się 17-to letni Adrian Wethley - postanawia ją odnaleźć i poznać, dowiedzieć się, dlaczego wybrała życie w cieniu. Chce jej pomóc, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że taka pomoc wiąże się z gigantycznym zagrożeniem życia nie tylko dla niego, ale też dla rodziców i sióstr. Czy główna bohaterka pozwoli Adrianowi na to, by wkroczył do jej świata i jednak pokazał jej, że wyjście na światło dzienne nie będzie tak straszne, jeśli postawi na przyjaźń? Tego dowiesz się czytając opowiadanie.

Życzymy miłej lektury i obiecujemy zrobić wszystko, aby czytanie naszej opowieści było przyjemnością.
~Tiga, Apollonia, Inga, Wiktoria, Kasia