poniedziałek, 15 lipca 2013

Dziki Kot, rozdział 3 [Wiktoria]

"Dziki Kot" - rozdział 3

[autor: Wiktoria]


Następnego dnia, obudził się tak wcześnie, że na podwórku było jeszcze całkiem ciemno.. i mglisto. Deszcz wciąż bębnił o dach, chłopiec wstał, szybko się ubrał, wypadł na podwórko. Chciał znowu zobaczyć tą dziewczynę, lecz teraz z nią porozmawiać. Ogarniał go lęk tak silny, że dostał gęsiej skórki. Poszedł do lasu, przeszedł mokradła, wchodził gdzie ciaśniej, bardziej strasznie...

Wszedł właśnie na jedną z gęstych puszczy, woda kapała z wszystkich liści które opadały mu na głowę- niektóre sięgały mu nawet do pasa. Gdy wchodził w kolejny ciężki zakręt, polna wydeptana dróżka o czymś mu przypomniała. Uparcie patrzył w czubki swoich butów i nagle... zderzył się z kimś. Zderzenie to było bardzo lekkie, jak gdyby przeszedł przez chmurę, ale.. poczuł. Natychmiast stanął, podniósł wzrok, przed nim stała ta sama smukła dziewczyna o "lamparcich" oczach. Ona patrzyła tak... nienawistnym wzrokiem, wyładowywała na nim całą swoją złość, uzbieraną przez kilkanaście lat jej nędznego życia. W końcu, Adrian zebrał całą swoją odwagę i spytał półgłosem:

- Kim... kim jesteś..? - jego głos łamał się.

Dziewczyna zaśmiała się tylko szyderczo, ale widząc mocne speszenie na twarzy chłopca, odparła:

- Chciałbyś wiedzieć tak..? - jej głos był taki lodowaty, przeniknął Adriana w całości.

Adriana zamroziło. Dłuższą chwilę stał gapiąc się na smukłą postać w szarej bluzie, szarych spodniach i niebieskiej bluzce. Jej twarz umorusana była błotem i sadzą, a brązowe, brudne włosy niedbale opadały na bluzę. Była bosa. 

Dziewczynie najwyraźniej znudziło się "mrożenie" Adriana swym wzrokiem. Minęła go i powiedziała: 

- Chodź ze mną. - Adrian długo stał, oszołomiony, nim dotarło do niego co powiedziała.. Wtedy powoli się odwrócił i poszukał jej wzrokiem. Jest, stała w krzakach, on skierował się w jej stronę. 

Ledwo do niej doszedł, ona ruszyła. Szła tak szybko, jednak równo, nie oglądając się za siebie. 

Wędrowali tak już chyba godzinę, dwie.. wreszcie ona przystanęła, na jakiejś łące pełnej chwastów. 


Przyklęknęła, westchnęła i zaczęła wyrywać osty. Adrian patrzył na nią ze zdumieniem, ciekawością i jednocześnie strachem. Wreszcie zaczęła odgarniać ziemię rękami. Gdy Adrian już nieco przysypiał, szturchnęła go i z szyderczym śmiechem podarowała mu jakąś tajemniczą skrzynię...

1 komentarz:

  1. Świetny post, będę odwiedzała bloga, bo piszecie wspaniale i zapraszam do mnie na blogi :)

    OdpowiedzUsuń